Nika Jaworowska-Duchlińska (ur. 1969)

ilustratorka książek dla dzieci, graficzka, scenograf teatralny

Z pochodzenia olsztynianka, mieszka w Baszkówce koło Głoskowa w domu z dużym ogrodem. Skończyła studia na ASP w Poznaniu, dyplom uzyskała w 1992 roku. Ukończyła także ASP w Krakowie na Podyplomowym Studium Scenografi i Teatralnej i Telewizyjnej. Miała wystawy indywidualne w Warszawie, Olsztynie, Krakowie i Poznaniu.

Autorka ilustracji książek dla dzieci i młodzieży m.in. nominowana do nagrody IBBY (International Board on Books for Young People) za ilustracje do książek Tomasza Trojanowskiego Wielki powrót oraz Uciekinierzy, laureatka I nagrody w ogólnopolskim konkursie na ilustrację Nie ma dzieci, są ludzie w ramach Roku Korczaka (2012), III nagrody w konkursie Wydawnictwa Widnokrąg na ilustrację do bajek La Fointaine’a (2015). Realizuje projekty skupiające się wokół tematyki książki dla dzieci jak np. warsztaty artystyczno-edukacyjne „Rysobookożercy”.

Projektowała scenografie i kostiumy do spektakli w Teatrze Starym w Krakowie, Teatrze im. W. Horzycy w Toruniu, Teatrze Polskim w Poznaniu, Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi, Teatrze Dramatycznym, Teatrze Studio, Teatrze Ateneum i Teatrze Powszechnym w Warszawie oraz we Wrocławskim Teatrze Współczesnym.


Jak zaczęła się Pani przygoda z ilustracją?

Ilustrować zawsze chciałam, ale w sumie przez przypadek. Często tak bywa. Znajomy, który jest pisarzem – Tomek Trojanowski – szukał nowego ilustratora, ponieważ skończył taki cykl Kocie historie i napisał książkę Wielki powrót. Szukał kogoś, kto będzie inny od poprzedników.

Jakie dziedziny sztuki Pani uprawia?

Z zawodu jestem grafikiem i scenografem – udokumentowanym.

Która z tych profesji daje Pani najwięcej satysfakcji?

Przyznam się, że jeżeli chodzi o teatr, to jestem już troszeczkę zmęczona. W związku z tym zmierzam w kierunku książki autorskiej i są to takie projekty, które się domykają.

Czy ma Pani sprecyzowane plany artystyczne na przyszłość?

Co do planów – od zeszłego roku prowadzę warsztaty Rysobookożerców w Przystanku Kultura i w Mysiadle. Wychodzimy od konkretnej książki, żeby na jej bazie robić działania plastyczne. U mnie książka jest pretekstem do rozmowy, pójścia w jakimś kierunku. Albo tą książką przemierzamy całe warsztaty, albo książka wręcz dosłownie jest efektem końcowym. Nawet szyliśmy książki. I to jest dla mnie nowe doświadczenie. U mnie na warsztatach nie musimy, tylko możemy – na to kładę nacisk. Walczę z formatem A4 i słońcem zawsze świecącym w górnym prawym rogu. U mnie dzieciaki mogą pracować na arkuszach szerokich na metr lub na siedem-dziesięć metrów długich, rozwijam tyle, ile chcą.