
Studiował polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim i Uniwersytecie Śląskim. Ćwierć wieku pracował jako nauczyciel języka polskiego w Szkole Podstawowej nr. 96 w Dąbrówce w Warszawie. Realizował tam autorski program pedagogiczny „Świadoma obecność ucznia w kulturze”. Prowadził zespół „Kółko teatralne 96” inspirowany „Cricot2” Tadeusza Kantora oraz „Teatrem Osobnym” Mirona Białoszewskiego.
Jest twórcą ponad dwudziestu przedstawień. Do wielu napisał własne scenariusze: BOBO, Uśmiech królika, Wyścigi Szczurów, Świry. Jest także współautorem kilkunastu wystaw teatralno-plastycznych.
W 2005 ukazała się jego książka pt. Replay – scenariusze Kółka teatralnego 96. Autor tekstów dla dzieci wydanych w Niemczech i tłumaczonych na wiele języków, między innymi: Była sobie Ruda, Arka Noego, O szopie, który przestał prać. W 2013 roku wyszła jego książka o prozie Mirona Białoszewskiego Rzeczywistość sprawdzana sobą. Obecnie pracuje nad autobiografią Podwórko opisującą jego egzystencjalne i pedagogiczne doświadczenia.
To nie była moja decyzja, bardzo dobrze mieszkało mi się na Hożej, tam było moje dzieciństwo, młodość. Teraz piszę autobiografię, w której o tym wspominam.
Ale Zalesie było mi bliskie, bo tu przyjeżdżałem do rodziny mojej mamy, do państwa Bielawskich, i spędzałem u nich wakacje. To byli wspaniali ludzie, ciocie Halinka i Janeczka oraz wuj Bronek – legionista.
Dom, w którym mieszkali, był z zewnątrz nieciekawy, klockowaty, ale po przekroczeniu progu otaczała cię atmosfera starego dworu. Ciocia Halina była bardzo bogobojna, kiedyś się na mnie zdenerwowała za słowa, że uwielbiam mojego psa Fugę. Powiedziała wtedy stanowczo: „To grzech – uwielbiać można tylko Pana Boga, rodziców się kocha, a psa można co najwyżej lubić”.
Co przede wszystkim cenię w Zalesiu, to ludzie, z którymi się zetknąłem. Właśnie państwo Bielawscy czy Rapczewscy, Dymitr i Natalia tak zwani biali Rosjanie. Mieszkam w domu, który oni wynajmowali od państwa Wierzejskich, zanim rodzice kupili ten dom i później pozwolili im nadal mieszkać. Pan Dymitr zajmował się oprawą książek, przy moim biurku stoi jeszcze jego stara maszyna introligatorska. Pani Tusia przygarniała wszystkie biedne stworzenia. Koty, psy – był tutaj istny sierociniec dla zwierząt. Mam wrażenie, że jest w domu jeszcze ich duch. Cenię sobie bardzo wizyty miejscowego proboszcza księdza Jędryszaka, rozmowy z nim. Och, i urocza, kochana nasza gospodyni pani Halinka, która zajmuje się domem i opiekuje mną oraz ojcem.
W Zalesiu moja wyobraźnia się rozwija i dobrze się tu czuję. To leśne środowisko, cisza. Zalesie zawsze kojarzy mi się z lasem.